|
|
|
Heloooooooooooł
Przygotowania do Fogotten Battles w dziale Historia
idą pełną parą. W dzisiejszym odcinku przeglądu samolotów dla czytających
inaczej Elwood zaprasza na małą reminiscencję, której bohaterowie są
typowym przykładem amerykańskiego sposobu myślenia, i podejścia do życia.
Zobaczmy na najprostszym przykładzie, jaką drogę przeszedł amerykański
przemysł lotniczy, który jeszcze w 1942 roku produkował samoloty Brewster
Buffalo, niedorównujące parametrami nawet niemieckim bombowcom, a w
dwa lata później seryjnie produkował już Mustanga mogącego w operacjach
nad Niemcami śmiało latać po najbardziej niebezpiecznym niebie na świecie
i w dodatku ujść stamtąd z życiem. Ruszamy.
|
|
|
Amerykański
F 2 A-3 |
|
Historię tę zaczynamy oczywiście od Brewstera,
jako że od niego na dobrą sprawę zaczyna się historia amerykańskich
myśliwców jednopłatowych. Boeinga P-26 i jemu podobne wynalazki pomijamy,
słusznie zakładając że to US Navy była maszyną napędową armii i wojska
lądowe, czyli US Army, aż do rozpoczęcia działań w Europie, miały dla
marynarki status niewiele większy od oddziałów gwardii narodowej, co
oczywiście prowadziło do słusznych debat i naukowych dyskusji z udziałem
rozmaitych gremiów w ramach częstych rozpraw naukowych. Spotkania te
z kolei przeważnie rozstrzygała dopiero Military Police jako ostateczny
organ odwoławczy, ratujący knajpę przed spaleniem a barmana przed serią
lotów próbnych na samolocie drzwi wejściowe Mk IIA. Marynarka (lotnictwo
amerykańskie w ogóle) dopiero od Buffalo ostatecznie zamykała długi
rozdział samolotów dwupłatowych. Amerykanie w porę zauważyli, że układ
dwupłatowca dał już z siebie wszystko. W 1936 roku marynarka rozpisała
konkurs na nowy myśliwiec pokładowy. Do prób przystąpili Seversky, Grumman
i Brewster. O firmie North American, największym producencie samolotów
bojowych w historii USA, wtedy nikt jeszcze nawet nie słyszał. Grumman
zbudował coś co później stało się Wildcatem (G.36), a Seversky nie był
dla marynarki za ciekawy z przyczyn technicznych (chociaż w Polsce się
podobał, Szwedom także, a że w przeciwieństwie do nas było ich stać
to zamówili sobie od razu 60 sztuk które niemal wszystkie tuż po wyprodukowaniu
zarekwirowała marynarka farmerów i wkrótce je utracono w walkach na
Filipinach w 1941 ale to wiadomo więc nie będę przynudzał; Seversky
później jednak odkuł się naszym ulubionym miss gracja i elegancja, czyli
filigranowym megaparówa Thunderbolt). 26 czerwca przetarg zakończył
się na korzyść Brewstera, a w grudniu 1937 roku oblatano prototyp. Zanim
przejdziecie dalej, zastanówcie się nad pewną kwestią. Buffalo wygrywając
konkurs daje nam jakiś obraz stanu wiedzy i technologii, jaką dysponowali
jankesi u progu wojny. Pamiętajmy, że wyśmiewana armia lądowa równolegle,
a właściwie nawet nieco wcześniej, zaczęła przygodę z samolotami Curtiss
Hawk, co prawda początki były takie że większość z nich wyeksportowano
do Europy, niemniej rok 1937 to początki prac nad P-40 z rzędowym Allisonem
i już zupełnie inna rozmowa. Marynarka uparcie jednak hołdowała wyrobom
parówopodobnym, co zaowocowało tym że latająca tarcza strzelecka dla
Japończyków jaką był Buffalo, została zastąpiona następną tarczą jaką
był Wildcat. Czyli tak jakby zamienić taczkę na Poldasa.
|
|
|
Serdel
czuł się w powietrzu na tyle swobodnie, że w niektórych egzemplarzach
załogi demontowały skrzydła.
Potrafił też z niezrównaną gracją przyklękać na jedno kolanko. |
|
Zwycięski Brewster narzucił jednocześnie sposób
myślenia innym wytwórcom maszyn dla marynarki, czyli średniopłat, z
wciąganym do kadłuba podwoziem, co wyraźnie narzuca styl aż do późniejszego
piekielnego kota Grummana, który potrafił wyciągnąć wnioski z historii.
Sam układ średniopłata, prawie niespotykany w Europie, w marynarce USA
stał się normą; Devastator (najbardziej dewastował stan liczebny pilotów
US Navy swoimi składającymi się w locie skrzydłami), Wildcat, Dauntless,
Hellcat, Avenger, Corsair, Ventura... kupa tego, a dla wszystkich konstrukcja
centropłata z metra cięta. Klapy sterowane hydraulicznie, tak jak i
podwozie główne, całkowicie metalowa konstrukcja. Tylko powierzchnie
sterowe pokryte płótnem- to też praktycznie norma. Prototyp Buffalo
napędzał silnik Wright Cyclone, 950KM mocy startowej (bardzo udany i
popularny wtedy amerykański silnik). Testy ruszyły od początku roku,
po nich 11 czerwca 1938 zakontraktowano dostawę 54 samolotów F2A-1.
Dostawy jednak rozpoczęły się z rocznym opóźnieniem. W dodatku tylko
dziewięć dotarło do marynarki, a pozostałe 44 samoloty niezwłocznie
wysłano do Finlandii, zmagającej się z kolosem co prawda na glinianych
nogach, ale za to naprawdę ogromnym. Finlandia od pewnego momentu stała
się tak abstrakcyjną zbieraniną samolotów, tworzącą prawdziwy folklorystyczny
konglomerat, że trudno znaleźć gdziekolwiek indziej taki zestaw: Douglas
DC-2, Koolhoven FK-52, FK-58, Morane 406 i jego mutacje, Curtiss różneHawk,
Fokker CV-D, Fokker D-XXI, Jaktfalk J-6 (taki szwedzki wynalazek), Bristol
Bulldog Mk II i MkIV, Bristol Blenheim, Gloster Gladiator, Gloster Gauntlet
(z Południowej Afryki !!!) Potez 31, Caudrone 714 (to był dopiero badziew,
kurdelebele), Fiat G.50, Westland Lysander, Hawker Hurricane, Hawker
Hart, o patentach typu Myrsky i paru tonach zdobycznego sprzętu sowietów
nie wspominając. Tak to zachodnia cywilizacja broniła się przed komunizmem
fińskimi rękami. Ciekawe czy leżący z gilem do pasa w śniegu po szyję
fiński piechur też o tym wiedział?
Buffalo weszły w skład HLeLv 24 i 26 i dzielnie
broniły Finlandii aż do 1944 (!) roku, choć faktem jest, że był to jedyny
front na którym miały jakąkolwiek rację bytu, z uwagi na ich co najmniej
wątpliwą wartość bojową. Finowie nadrabiali po prostu chęciami i wyszkoleniem.
|
|
|
Niektórzy
piloci twierdzili, że latanie tym samolotem było porównywalne z życiem
na krawędzi. |
|
Kolejne 43 samoloty zamówione w 1939 roku przez
marynarkę farmlandu dotarły jeszcze później, a w jednostkach pojawiły
się dopiero w połowie 1940 roku. Wkrótce dostarczono kolejne 108 maszyn,
były to wersje F2-A2 i F2-A3. Mocniejsze silniki, opancerzony wiatrochron
i zabudowana tylna część szklarni, zmieniona konstrukcja haka hamującego,
zbiorniki wyłożone samouszczelniającą wykładziną. I oczywiście wzrost
masy. Ogólnie rzecz biorąc szkoda waszego i mojego czasu, nie ma sensu
się rozpisywać. Samoloty te nie były żadnym przeciwnikiem dla wyrobów
firmy Mitsubishi i przebieg ich krótkiej służby nie obfituje w jakieś
wydarzenia które chciałbym wam specjalnie przedstawiać. Zainteresowanych
tradycyjnie odsyłam do poważniejszych opisów (niekoniecznie robiących
dziwną furorę monografii lotniczych).
Ciekawszym rozdziałem historii Buffalo jest Europa.
Ponad 200 sztuk zamówiły Wielka Brytania i Belgia, przy czym podobnie
jak w przypadku polskich Hurricane, Spitfire, Morane 406 itp., tak i
Belgowie nie zdążyli już odebrać swoich przesyłek z powodu zasadniczych
zmian politycznych i geograficznych jakie nastąpiły w Europie przełomu
lat `30-`40. Ale zdążyli zdrajcy fajfokloki. Przejęli oni także maszyny
zamówione przez Belgię, i tak naprawdę to dopiero tam na miejscu samolot
nazwano Buffalo, co stało się potem nazwą zwyczajową już wszędzie. Angielskie
Buffalo wcielono do lotnictwa Royal Navy; chociaż nie pokładowego. Samoloty
te (wszystkie) były samolotami lądowymi, tj. miały zdemontowane wszelkie
wyposażenie maszyn bazujących na lotniskowcach. Samoloty zaczęły docierać
od lipca 1940 roku, i załapały się nawet na operację desantu podopiecznych
gen. Studenta na Kretę. Tam po raz pierwszy na tak wyraźną skalę okazała
się prawda oczywista, czyli fakt nieistnienia żadnej racji bytu tego
samolotu na niebie opanowanym przez Luftwaffe. Polecam jednak temat
dla zainteresowanych, ponieważ faktycznie piloci tych maszyn, do spółki
z pilotami Gladiatorów, dokonywali niemal cudów próbując nawiązać walkę
z maszynami Luftwaffe, spośród których jedynymi osiągalnymi dla nich
celami były przeciążone transportowe Junkersy i Stukasy. Wkrótce samoloty
te przeniesione zostały na daleki wschód, traktowany początkowo nieco
jako front drugiej kategorii (takie myślenie pokutowało aż do bezsensownej
utraty Repulse i Prince of Wales oraz kampanii malajskiej, gdzie stosunek
strat broniącego się lotnictwa brytyjskiego wspomaganego artylerią przeciwlotniczą
do atakujących często po długotrwałym locie nad oceanem żółtków wyniósł
390 do 92 straconych samolotów). Buffalo używały z niemniej mizernym
skutkiem szybko obdarowywane siły Holendrów (Indie Wschodnie), Australii
i Nowej Zelandii, których rękami jankesi mieli nadzieję zatrzymać poddanych
Jego Cesarskiej Słonecznej Boskości, ale poza heroicznymi zmaganiami
w czasie obrony Singapuru, gdzie ani Hurricane, ani Spity, ani P-40
nie mogły niczego zdziałać, samoloty te albo traktowano już jako drugorzędne
i wycofywano do drugiej linii, albo po prostu je tracono w bitwach z
Ki-43 i A6M2 gdzieś na Jawie, w Birmie czy innym malaryczno-bagienno-dżunglastym
rejonie. Największą i chyba jedyną karierę samolociki te zrobiły w całkowicie
odmiennej strefie klimatycznej, czyli w Finlandii, co może być tym bardziej
kuriozalne że front europejski był nieporównanie bardziej wymagający
i nowoczesny, toteż wspólne akcje Finów na Brewsterach i Bf-109G były
zapewne tyleż widowiskowe co trudne do zgrania z punktu widzenia działań
taktycznych. Fakt utrzymania się tych maszyn przy życiu i to w linii
aż do 1944 roku, wespół z jakimś badziewnym samorobnym Myrskym i potężną
siłą bojową Czajek i Gladiatorów (m.in. 10 marca 1940 roku pojedynczy
Gladiator zaatakował formację sześciu TB-3 i zestrzelił jednego z nich)
dowodzi nie po raz pierwszy totalnej nędzy jaką prezentowały sowieckie
siły powietrzne i załatwiania wszystkiego metodą ilościową, czy się
to komuś podoba czy nie takie jest zdanie Elwooda na ten temat. Co mogę
powiedzieć jeszcze o serdlu, poza danymi które wstawi (albo i nie, bo
to leń śmierdzący) YoYeczek...
A tu już z powrotem .... Mama dała mało kaski
|
|
|
Więksi
twardziele pozwalali sobie nawet ową krawędź beztrosko ignorować. |
|
Na pewno mogę powiedzieć, że cztery półcalowe
Browningi (genialna w swej prostocie broń, najlepsze chyba co wymyśliła
do zabijania jankeska myśl techniczna) były z pewnością uzbrojeniem
z którym należało się liczyć wpuszczając sobie Buffalo na pukiel (tu
uwaga że wczesne egzemplarze miały także słabszy ale szybszy układ 2x
0.3cala i 2x 0.5cala). Na pewno szybkie myśliwce nowej generacji, typu
Ławoczkiny, Łaggi czy Jaki, nie mogły ryzykować pakowania się w walkę
kołową z tak pękatym serdelkiem, z kolei szybki atak z wielką przewagą
energetyczną był utrudniony niewielkimi rozmiarami Brewstera co utrudniało
celowanie. Buffalo umieściłbym gdzieś w okolicach kategorii parówy,
tyle że z radiostacją i chowanym podwoziem. Jego przeżycie zależało
po prostu od umiejętności pilotów (po obu stronach szybki wiatrochronu)
oraz konkretnej sytuacji taktycznej. Tyle o serdelku, który w anglosaskiej
historiografii pełni do dziś zaszczytną rolę amerykańskiego symbolu
zacofania i kompletnego oderwania od rzeczywistości, oraz punktu zwrotnego
w amerykańskiej technice wytwarzania samolotów. Uruchomiona z letargu
maszyna wojenna jankesów to dla mnie fenomen, bo jeszcze z taśm fabrycznych
zjeżdżały ostatnie Brewstery, a w tym czasie już opanowywano masową
produkcję F4 Corsair, którego osiągi zapewniły mu sensowność wytwarzania
jeszcze w 1952 roku.
Autorem tekstu jest : Elwood
|
|
|
|
|