|
|
|
|
Airacobra ma dość nietypową historię. Jest
to samolot zbudowany po prostu specjalnie jako platforma dla opracowanego
wcześniej uzbrojenia, co od początku do samego końca jego istnienia
miało duży wpływ na jego parametry i właściwości. W roku 1935 firma
AAC (American Armament Corporation, wielki potentat zbrojeniowy) opracowała
działko T9. Jak więc widzimy działko było stare, by nie powiedzieć przestarzałe
w chwili wybuchu wojny. Ponieważ armata ta była racją bytu Airacobry,
pozwolę sobie na parę zdań na temat Oldsmobile T9 . Działko miało jedną
wadę: brak zalet. Ale też miało kaliber 37mm, co oznaczało wyrok śmierci
dla każdego kogo udało by się trafić. Początkowo zachwyceni tym monstrum
farmerzy nie wzięli jednak pod uwagę, że w broni lotniczej szybkostrzelność
jest ważniejsza od samego kalibru, bo samolot to nie okręt liniowy,
oraz że po oddaniu strzału proces celowania w zasadzie można było zacząć
od nowa. Działko miało rzeczywiście morderczą skuteczność, ale tylko
teoretyczną, bo wynikającą z jego gigantycznego kalibru. Warto jednak
zwrócić uwagę na parę istotnych plusów które udało się jankesom osiągnąć
przy samym montażu tej armaty. Otóż w przeciwieństwie do kilku innych
maszyn gdzie także próbowano stosować tak duże działka, Airacobra nie
rozpadała się w powietrzu po kolejnym strzale, nie gubiła części, nie
odkręcało się w niej wyposażenie, a sam strzał nie powodował utraty
połowy prędkości. Działko było doskonale zamocowane i zamortyzowane.
Oczywiście procesy zmęczeniowe konstrukcji przebiegały wielokrotnie
szybciej niż w typowych myśliwcach, ale też był P-39 nieporównanie trwalszym
samolotem niż na przykład Jaki. Z punktu widzenia pilota działko nie
było jednak udaną konstrukcją biorąc pod uwagę europejski TDW. Po prostu
ciężko było nim przycelować, ponieważ pocisk tak dużego kalibru rządzi
się już poważniejszymi prawami balistyki niż pociski broni maszynowej,
np. jego lot jest dużo bardziej uzależniony od warunków zewnętrznych,
ponadto w czasie ataku dwa-trzy strzały to było wszystko na co miał
czas pilot i to pod warunkiem że przeciwnik nie manewrował. Z kolei
obciążony taką ilością żelastwa myśliwiec nie był na tyle zwrotny i
szybki by zająć zawsze dogodną dla siebie pozycję dla atakowania bardzo
szybkich niemieckich bombowców. To wszystko doprowadziło z czasem do
zastąpienia działka T9 działkiem British-Hispano 404 o kalibrze 20mm,
które w praktyce okazało się skuteczniejsze, a i pilotaż samolotu na
tym skorzystał. Faktem jednak jest że jeśli już udało się komuś przypieprzyć
z T9, to majtki spadały, i to oczywiście trzeba zapisać na jego konto
jako niezaprzeczalny (choć chyba jedyny) atut. Teraz sama konstrukcja:
działko było na warunki roku 1935 olbrzymie, i robiło wtedy takie wrażenie
jak dziś działko w A-10 Thunderbolt II, które wraz z magazynkiem i napędem
jest większe od VW Garbusa. To podobna historia, działko obudowano samolotem.
W P-39 zastosowano przy okazji parę nowatorskich rozwiązań, które po
prostu wymusiły rozmiary działka.
|
|
|
37 mm
w Aircobrze, widać poprowadzony wał poniżej działka |
|
Działko umieszczone przed kabiną zajmowało tyle
miejsca, że nie było mowy o umieszczeniu silnika z przodu. Zabudowano
go więc z tyłu, za kabiną pilota. Od razu było jasne, że z punktu widzenia
konstrukcji takie rozciągnięcie środka ciężkości nie jest dobrym rozwiązaniem,
ale panowie w firmie Bell mieli nadzieję że masa samego działka i odpowiednie
rozmieszczenie bebechów samolotu wyważą maszynę w sposób naturalny.
Jak pokazała praktyka, mylili się, choć to nie działko, silnik i wyposażenie
spowodowały przyszłe problemy ze statecznością. Na tym jednak etapie
było to nie do przewidzenia. Ale to za chwilę. Silnik umieszczony tuż
za pilotem, poprzez specjalną przekładnię przekazywał swą moc na wał
umieszczony pod kabiną pilota i pod działkiem, napędzając umieszczony
na samym przedzie reduktor. Reduktor napędzał z kolei drążony wał śmigła,
w którym była przechodząca przezeń i przez sam reduktor lufa działka.
Uzbrojenie uzupełniały dwa półcalowe karabiny maszynowe, umieszczone
klasycznie w górnej części kadłuba i zsynchronizowane z reduktorem.
Samolot otrzymał także trójkołowe, w pełni hamowane podwozie z kółkiem
przednim, co było wtedy czymś niezwykłym, i początkowo z podwoziem tym
było mnóstwo problemów. Airacobra zapewniała doskonałą widoczność w
czasie kołowania, była też bardzo stateczna przy starcie i lądowaniu
i nie bała się bocznego wiatru i wpływu momentu obrotowego śmigła (co
było na przykład barierą nie do przeskoczenia dla wszystkich wersji
Bf-109 oraz F4-Ileśtam Corsairów i powodem wielu zniesień podwozia a
w konsekwencji lądowań na brzuchu, kapotaży i wypadków).
|
|
|
Elwood
prezentujący swoją jeżdżącą kanciapę, niejedna panna wzięła się na "Chodź
pokażę ci mój drążek sterowy
i jak nim steruję", proszę również zauważyć, że pod jego obciążeniem
(walory fizyczne Elwooda to tylko złudzenie optyczne) samolot się nie
ugiął do tyłu,
świadczy to o wielkiej odporności maszyny na Grubasy |
|
Specyficzne
zachowanie Airacobry przy starcie i lądowaniu i jej układ podwozia był
przyczyną użycia tego samolotu w czasie prób nowych myśliwców odrzutowych
herbaciarzy, m.in. De Havilland Vampire. Ponieważ jedynym silnikiem wchodzącym
w grę był silnik rzędowy, naturalnym wyborem stał się oczywiście widlasty
Allison. Pilot siedział pośrodku tego układu, między magazynkiem pocisków
do działka a silnikiem. Wbrew pozorom taki układ miał pewną zaletę. Otóż
bardzo rzadko spotyka się w literaturze wzmianki o zabiciu pilota P-39.
Było to prawie niemożliwe o ile nie trafił go jakiś nieszczęśliwy strzał
w oszklenie kabiny, widlasty silnik zapewniał doskonałą osłonę z tyłu,
pamiętajmy że większość myśliwców pociski z godziny szóstej przelatujące
swobodnie przez kadłub wyłapywała (albo i nie) dopiero na płycie pancernej
za fotelem pilota. Także z przodu P-39 była dobrze zabezpieczona przed
ostrzałem. Nie mogło to jednak zrekompensować braku podstawowej obrony
pilota myśliwca- szybkości i zwrotności. Maszyna, a raczej jej koncepcja
którą panowie Robert Woods, O. Woodson i H. Poyer z firmy Bell opracowali
w 1937 roku, wzbudziła duże zainteresowanie armii jankesów. Sfinansowano
więc wytwórni budowę prototypów do prób. Zbudowano kilka egzemplarzy,
m.in. z turbosprężarką i bez niej. Całkowicie metalowy (łącznie z powierzchniami
sterowymi) samolot oblatano 6 kwietnia 1938 roku, i rozpoczęły się intensywne
testy. Armia była bardzo zainteresowana tym samolotem łamiącym wszelkie
dotychczasowe normy i przyzwyczajenia. W trakcie prób zadecydowano o innym
umieszczeniu chwytów powietrza, obniżeniu osłony kabiny pilota i inaczej
rozwiązano system chowania podwozia głównego. |
|
|
Samolot
łamiący konwenanse. |
|
Zdecydowano także o rezygnacji z niepotrzebnej
turbosprężarki. Praktyka walk w Europie wykazała już wkrótce że popełniono
tym samym olbrzymi błąd i wyrządzono konstrukcji przez tą decyzję wielką
krzywdę. W toku prób samolot wyposażono w jeszcze dwa kadłubowe karabiny
maszynowe, tym razem 0.3 cala, oraz powiększono statecznik poziomy.
Działko T9 miało 15 pocisków w magazynku, ponadto każdy karabin 0.5
calowy miał 300 pocisków w taśmie a 0.3 calowy po 500 pocisków na karabin
(w późniejszych wersjach po 1000 pocisków). Była to razem spora masa,
powodująca że samolot był w chwili startu ciężki na łeb i był to czynnik
dodatkowo maskujący przyszłe problemy ze statecznością. Dodatkowo jeszcze
opancerzono kabinę pilota (opancerzenie łącznie miało masę 100kg plus
16kg na pancerny wiatrochron). Tak zmodernizowany samolot został zaakceptowany
przez US Army Air Corps, i niezwłocznie zamówiony 10 sierpnia 1939 roku
(gdzieś w Europie w tym czasie podstawę obrony pewnego dużego państwa
stanowiły P.11c, wspierane przez P.7a, ale to tak jak zwykle na marginesie).
Z powodów czysto politycznych sam proces zamówiennictwa samolotów napotkał
na pewne opóźnienia, przez chwilę samolot miał się nazywać P-45, ale
ostatecznie pozostał przy nazwie P-39. Samoloty dostarczone lotnictwu
zawierały także doprowadzone do standardu prototypy. Tak powstała pierwsza
odmiana Airacobry, P-39C. Już w chwili wprowadzenia do służby był to
najsilniejszy aliancki myśliwiec jednosilnikowy o potężnej sile ognia,
zdetronizowany dopiero przez samoloty z czterema działkami 20mm. Airacobra,
obok P-40, stała się najpowszechniejszym amerykańskim myśliwcem tego
okresu, i była sukcesywnie modernizowana. Z uwagi na jej olbrzymi potencjał
ogniowy maszyną zainteresowała się w końcu także marynarka, i opracowano
na jej potrzeby prototypowy samolot przystosowany do roli myśliwca pokładowego
(z tylnym kółkiem i hakiem) pod tytułem Airabonita. Samolot ten jednak
nie sprawdził się i projekt ten zamknięto.
|
|
|
Konwenanse
łamiące samolot. |
|
Niebawem pojawiła się wersja P-39D, ze zbiornikami paliwa wyłożonymi
samozasklepiającą się wykładziną (pierwsze doświadczenia walk w Europie).
Ponadto samolot wyposażono w jeszcze dwa karabiny maszynowe 0.3 cala,
które razem z kadłubowymi tego samego kalibru ostatecznie trafiły do
skrzydeł. Karabiny te umieszczono parami obok siebie, poza zasięgiem
śmigła, co zapewniało im bardzo dużą całkowitą szybkostrzelność (mały
kaliber, dużo luf, a Colty 0.3 cala miały szybkostrzelność 1100 strz./min.
każdy). Dodatkowo ewentualne bombowe zapędy pilota-Rambo miał wspomagać
podkadłubowy zamek przystosowany także do przetaczania paliwa. W czerwcu
1941 roku samoloty te zamówili angole, którzy mieli w tym czasie przejściowe
trudności ze wszystkim. W samolotach dostarczanych do Anglii wszystkie
karabiny maszynowe wymieniono na ichnie 0.303 cala (co moim zdaniem
było błędem, zawężającym uniwersalność dotychczasowego uzbrojenia),
a działko na 20mm Hispano-Suiza (na angielskiej licencji to się nazywało
British-Hispano) z zapasem 60 pocisków. Tu szybkostrzelność wynosiła
już 650 strz./min., więc było o czym rozmawiać. Ponadto od początku
1942 roku rozpoczęto wspomaganie tymi maszynami (z amerykańskim uzbrojeniem)
znajdującego się w beznadziejnej sytuacji Dżodżo, który pierdział tak
cieniutko że za zniszczenie niemieckiego czołgu każdy mógł zrobić sobie
swoją własną kolekcję medali (najczęściej były to podwójne edycje, pierwszy-i-ostatni,
z limitowanej serii medali pośmiertnych).
Airacobry wysyłane do Związku Sowieckiego często były maszynami z których
zrezygnowali Anglicy, przezbrajający swoje własne jednostki P-39 na
Supermarine Spitfire. Nie jest bowiem tajemnicą, że P-39 w walkach z
Bf-109E i F nie miały szans, a na zapuszczanie się nad Francję na polowania
na pociągi było jeszcze ciut za wcześnie, chociaż faktem jest że Airacobry
w czasie walk w Afryce narobiły dużego zamieszania w lotach szturmowych
i bliskiego wsparcia piechoty i miały tam swoje pięć minut (sowieckofilskie
źródła podają w ciągu walk w Afryce stratę amerykańskich 107 maszyn
za 14 samolotów przeciwnika w powietrzu i 18 na ziemi, ale nie przejmujmy
się).
|
|
|
P-39 Airbonita,
widoczny zmieniony ster kierunku oraz hak pod spodem i schowane wystające
tylne kółko |
|
Tu ciekawostka,
częstokroć maszyny wysyłane sowietom (jakiegokolwiek typu) były pozbawiane
wyposażenia radiowego i radionawigacyjnego. Było to spowodowane dwoma
czynnikami. Po pierwsze w Sojuzie nie istniała sieć radiolatarni pracująca
na normalnym europejskim paśmie (praktycznie rzecz biorąc to w ogóle nie
istniała poza dużymi ośrodkami żadna sieć radionawigacyjna, a niemieckie
oddziały miały własne samobieżne radiolatarnie na ciężarówkach i budowali
nowe na zdobytych terenach), po drugie pasma używane w Europie były bezużyteczne
w Sojuzie, gdzie i tak łączność radiowa była w powijakach i trzeba by
wyposażyć najpierw zaplecze naziemne. Amerykanie wysłali sowietom kilkaset
tysięcy nowoczesnych radiostacji, co ruscy z nimi zrobili nie wie nikt.
Jeszcze do roku 1944 ruskie samoloty przeważnie porozumiewały się kiwaniem
skrzydeł, bo radia ruskie pracujące na ruskich częstotliwościach były
zawodne i miały zasięg wzrokowy. Poważna łączność z ziemią to samoloty
na poziomie dowódcy pułku. Dlatego jest wielkim kłamstwem rozpętana po
wojnie propaganda, pokutująca jeszcze do lat osiemdziesiątych, że samoloty
dostarczane obrońcom pokoju i postępu przez bandycki zgniły zachód były
niepełnowartościowe. Po prostu radiostacje zachodnie w Sojuzie były tak
samo użyteczne jak użyteczny byłby telewizor Rubin w systemie NTSC. Zresztą
o czym my tu rozmawiamy, skoro we wspomnieniach Pokryszkina, Gołubiewa,
Gudkowa czy innych zawodników możemy między wierszami przeczytać, że jak
ruscy dostali Airacobrę, to najbardziej spodobało im się że podwozia nie
trzeba było chować ręcznie, że śmigło ma zmienny skok, a samoloty mają
między sobą łączność radiową. Szmajser pewnie to lepiej jakoś skomentuje,
więc nawet się nie odzywam. Samolot ewoluował, kolejne wersje zgodnie
z alfabetem, rosła moc silnika, z ważniejszych kwestii to wspomnimy o
P-39L, gdzie moc była zauważalnie dla pilota większa, a także zastosowano
nowoczesne śmigło Aeroproduct Aero-Prop w miejsce dotychczasowych Curtiss-Electric.
Śmigło to miało kąt zaklinowania łopat ustawiany elektrycznie (czyli było
już dość nowoczesne). Śmigło było metalowe trójłopatowe, ale w wersjach
Q21 do -Q25 było czterołopatowe. Również elektrycznie sterowane były
klapy i trymery a także mechanizmy wciągania podwozia. P-39 wraz z rozwojem
bardzo nowoczesnych myśliwców amerykańskich serii Mustang, Thunderbolt,
Corsair czy Hellcat stopniowo odchodziły do drugiej linii i wraz z P-40
były wypierane trafiając do sił państw sprzymierzonych, typu Wolni Francuzi
czy Włochy którym nagle zmienił się punkt widzenia (kopnąłbym w dupę takich
sojuszników). |
|
|
Osmolone
(co ciekawe) na biało dwa P-39Q |
|
Z czasem nowopowstałe wersje samolotu P-39Q i N były budowane już
tylko na potrzeby Rosji. P-39Q zabierał mniej paliwa i miał zredukowane
opancerzenie przez co miał być szybszy (nie był), natomiast N miał
być ostatecznym rozwiązaniem problemów ze statecznością wszystkich poprzednich
wersji, i był chyba najbardziej udaną odmianą tej maszyny. Zmieniono
w nim system paliwowy wraz z instalacją oraz wybudowano skrzydłowe karabiny
maszynowe, zabudowując na ich miejsce po jednym karabinie 0.5 cala.
Myślę że efekt tej przeróbki dowodzi że jankesi mieli już trochę dość
rusków gryzących rękę która ich żywiła i obroniła, bo montaż półcalówek
w skrzydle nie byłby żadnym problemem, ale zamontowano je po najprostszej
linii oporu w gondolach podskrzydłowych. Teraz kwestia najważniejsza.
Airacobra od samego początku miała paskudną cechę: łatwo wpadała w korki,
często płaskie, kończące się niezmiennie kaplicą. W celu ustalenia o
co chodzi ruscy przeprowadzili w NII WWS serię lotów próbnych (m.in.Suprun)
a niezależnie wysłali swoją ekipę do Stanów, której członkowie poza
normalnymi zadaniami agentów KGB J mieli przeprowadzić próby fabryczne
i wyeliminować usterkę która była dość uciążliwa (o ile płaski korek
można nazwać tylko uciążliwym). W czasie prób w Stanach samolot również
wpadł w płaski korkociąg i rozbił się, ale pilot Andriej Koczetkow zdołał
wyskoczyć. Co się okazało: wraz z czasem lotu, zmieniał się zasadniczo
rozkład mas dynamicznych w samolocie. Ubytek amunicji do działka T9
był różnicą dużą, dodany do tego ubytek amunicji do karabinów maszynowych
był już różnicą bardzo dużą, ale dodany do tego jeszcze ubytek paliwa,
to już była różnica zasadnicza.
|
|
|
Wiecznie
nic nie robiący YoYo, jak zwykle zresztą z rękami w kieszeni |
|
Zużywane paliwo
było pobierane w sposób, na który wcześniej nie zwrócono uwagi. Kolejność
opróżniania zbiorników miała jednak decydujące znaczenie w tak niestatecznym
samolocie, i w końcu okazało się że główną przyczyną cyrków z pilotażem
był fakt że ostatnim opróżnianym zbiornikiem był zbiornik najbardziej
wysunięty ku tyłowi, który powinien być opróżniany na początku (wszystkie
zbiorniki były w skrzydłach, po trzy w każdym, stąd efektowne dziury po
trafionych i eksplodujących zbiornikach które możemy obejrzeć w grze).
Powodowało to że Airacobra potrafiła zerwać strugi nawet przy dużej prędkości,
o ile tylko przekroczyło się odpowiednie kąty natarcia. W zakręcie należało
zachować ekstremalną uwagę, bo naprawdę o nieszczęście było nietrudno
jeśli się ten zakręt przez nieuwagę zaciągnęło. Efektem tych badań zmieniono
zasadniczo układ paliwowy P-39 i faktycznie sytuacja uległa radykalnej
poprawie, choć nadal samolot lubił wchodzić w korkociągi a nie lubił z
nich wychodzić. Ponadto usztywniono tylną część kadłuba, która źle znosiła
momenty skrętne, oraz próbowano przesunąć minimalnie statecznik poziomy
poza strugi zaśmigłowe. Niestety, te zmiany objęły dopiero ostatnią dużą
serię samolotu, czyli P-39Q. Z 9558 wyprodukowanych maszyn, 5773 poleciało
przez Alaskę-Aleuty-Syberię albo przez Atlantyk-Północną Afrykę-Iran (Persję)
do Rosji; droga morska wiodła przez Atlantyk i Morze Norweskie do portów
w Murmańsku i Archangielsku, albo przez Ocean Indyjski do Abudanu w Zatoce
Perskiej i stamtąd do Teheranu gdzie zmontowane odbierali je ruscy piloci
(m.in. Pokryszkin). |
|
|
Niedbale
zaparkowana Airkorba Szpaka. |
|
Bardzo dużo trafiło także do Anglii (Duxford). Samolot ostatecznie
używała także marynarka USA, ale z baz lądowych. Najciekawszą flotę
P-39 skompletowała Portugalia, były to w większości samoloty które w
czasie wojny lądowały (po prostu nie rozbijały się kompletnie) tam przymusowo
i zostały wyremontowane. Resztę dorzucili dobry ludzie z powojennego
demobilu. Mieliśmy także jedną polską Airacobrę, już w Polsce. Od
listopada 1944 roku na stanie sprzętowym Ludowego Lotnictwa Polskiego
znajdowała się jedna P-39Q, będąca osobistym samolotem dowódcy naszego
odrodzonego, jedynie słusznego lotnictwa, gen. Fiodora Połynina (on
co prawda nie mówił po polsku, ale to nic).
Początkowo w drugiej eskadrze sztabowej, od 1946 roku w 2 specjalnym
pułku lotniczym. Samolot był osobistą maszyną Połynina, ale w 1948 roku
w ramach akcji oczyszczania zdrowego obozu socjalistycznego z elementów
reakcyjno-burżuazyjnych, samolot został skasowany (razem z Ansonem i
dwoma Spitfire które przysłali anglicy na wystawę; temat już zdaje się
wałkowałem i szkoda w ogóle o tym gadać). Kasacja polegała na porąbaniu
samolotu przy użyciu prostych narzędzi przez aktyw głupkowatych podchorążych
nie matura lecz chęć szczera (...) (polecam film pułkownik Kwiatkowski,
gdzie oprócz cycków Dancewicz można zobaczyć paru takich kadrowiczów
nowego ustroju, miodzio). Samoloty były niszczone w taki sposób żeby
zatrzeć ślady że w ogóle kiedyś takie były.
|
|
|
Cywilna
Aircobra, służbowa bryka Zooma |
|
Airakorba jest na pewno ciekawym samolotem, ma
fajne drzwi do kabiny z opuszczanymi oknami, więc Zoom może latać z
łokciem za szybą, a jego rozwojowe wersje nazwano Kingcobra. Pilotaż
tego samolotu nie był łatwy, a jego osiągi nie gwarantowały pasma sukcesów,
ale też może dlatego szanujemy tych którzy nimi latają na HyperLobby.
Jako ciekawostkę nadmienię też że samolot na eksport miał nazywać się
Caribou, ale jakoś to się nie przyjęło.
Autorem tekstu jest : Elwood
|
|
|
|
|