|
|
|
Heinkel 111 nie jest tak bardzo ciekawą konstrukcją, i z pewnością
nie był tak udanym samolotem jak Junkers-88, powstawał w typowy dla
niemieckich samolotów bombowych sposób jako samolot pasażerski/pocztowy,
aby obejść zakaz produkcji sprzętu tego typu jaki obowiązywał Niemców
po Wersalu, i ciągnęło się to potem za nim jak smród po gaciach już
zawsze. I tak stopniowo ewoluował, aż w końcu nabrał kształtów takich
jakie znamy niestety z kronik wrześniowej klęski.
Zapisał się jednak jako maszyna wyjątkowo odporna na uszkodzenia, podobnie
jak Ju 87 Stuka, potrafił wrócić do bazy bez jednego statecznika, albo
bez 1/3 skrzydła (rekord świata pobił jednak Ludwik Natkaniec na prototypie
TS-8 Bies, któremu urwał się w locie silnik (jedyny gdyby ktoś młodszy
nie wiedział), i tak interesująco wyważonym żelazkiem wrócił on na lotnisko
i nie dość że się nie zabił, to jeszcze zupełnie przyzwoicie wylądował.
Polak Potrafi!). Bardzo częstym zjawiskiem w Bitwie o Anglię było gonienie
myśliwców za teoretycznie zestrzelonym Heinklem, który w płomieniach
spadał do morza gubiąc tony śmieci, bo najczęściej w ostatniej chwili
wyrównywał on lot i po prostu spieprzał. Trzeba go było odprowadzać
aż do samej wody, żeby mieć pewność że za miesiąc nie wróci i nie zapewni
Ci trochę ROZRYWKI. Ta wytrzymałość to moim zdaniem najbardziej charakterystyczna,
i największa zaleta Heinkla. Niestety, poza tym wielu zalet nie miał,
ale z kolei nie miał też wysokiego poziomu komplikacji konstrukcji co
w warunkach wojennych ma duże znaczenie wobec kryzysu, dlatego klepano
go do końca wojny osiągając w serii H wersję 23.
|
|
|
Słynący
ze swojej skórzanej maski Schwier i unikający jego wzroku Elwood. |
|
Jak to się stało ?
RLM i nakręcona przezeń Lufthansa opracowały w
1933 roku specyfikację samolotu pasażerskiego, który jakby co, mógłby
wozić nie tylko ludzi. Prototyp He 111 wywodził się od wcześniejszej
konstrukcji He 70, co zresztą widać po jego sylwetce. Całkowicie metalowy,
wolnonośny dolnopłat, półskorupa. Podwozie chowane o układzie klasycznym
(jego bezpośrednią konkurencją miał być Ju 86). Pierwszy egzemplarz
(V1) ukończono w początkach 1935 roku, 24 lutego nastąpił oblot (Gerhard
Nitschke). Osiągi prototypu dzięki zastosowaniu silników BMW VI (ciekawostka,
pracowały zawsze tylko na mocy maksymalnej, taka uroda) o mocy 660 KM
pod względem prędkości poziomej i pułapu przewyższały osiągi większości
ówczesnych myśliwców. Drugi prototyp (V2), otrzymał już rejestracje
państwową (D + ALIX) i wraz z trzecim (V3 D + ALES, wszystkie ukończono
w tym samym okresie) służył do prób. Samoloty te różniły się obrysem
skrzydeł, ich rozpiętością itp., ale nie będę tu przynudzał bo to wszystko
jest w poważnych monografiach. W każdym razie He 111c (małe c) nazwano
Rostock i wprowadzono na linie Lufthansy; zabierał aż 10 pasażerów w
miejscu przyszłej komory bombowej. He 111b (małe b) powstał jako prototyp
wersji bombowej, był mocniejszy i miał inne skrzydła. Stał się wzorcem
dla He 111A.
|
|
|
Schmeisser
w trakcie wypompowywania instalacji sanitarnej oraz wody z wanny. |
|
Pierwsze He
111A-0 wykonano wiosną 1936 roku. Dwa z nich testowano potem w Rechlinie.
Gdyby ktoś nie był w temacie, śpieszę wyjaśnić, że samolot wyglądał właściwie
jak normalny He 111, tyle że miał normalny, pasażerski przód (coś a`la
Lockheed Electra). Od prototypów A-0 różnił się tym, że był minimalnie
dłuższy i miał trochę przeszklenia w spodzie nosa. Wysuwane stanowisko
strzeleckie (jak w Ju 86), do tego strzelec na grzbiecie i karabin do
przodu. Samolot był cieniutki w praktyce i szybko spuszczono go Chinom
w ilości wszystkich 10 sztuk. |
|
|
Na niektórych lotniskach za schylonym
mechanikiem ustawiał sie od razu ogonek kolegów wypatrujących
najmniejszych oznak nieuwagi tego pierwszego. Z lewej - słynący z byczej
gołej klaty Schlange. |
|
Tymczasem
chłopaki grali dalej, i powstał He 111B. Generalnie miał tylko inne silniki
(DB 600), 320 sztuk, przeszklony nos, nie rozwijam wątku bo to nie monografia
tylko reminiscencja dla i tak wiedzących o co chodzi, Coś tam się próbował
wykazać w Hiszpanii (Legion Condor), wykazał się za to problemami z chłodzeniem.
Dlatego też następny He 111C miał inne chłodnice i był zbyt drogi dla
Lufthansy, więc żeby się nie zmarnował przejęła go Luftwaffe (ciekawy
zbieg okoliczności), a był już rok 1936. W 1937 roku samoloty te wykonywały
loty szpiegowskie nad obszarami państw sąsiadujących z Niemcami (Komando
Rowehl, samoloty w malowaniu Lufthansy). Potem był He 111D, z kolejną
mutacją DB 600 i nowym układem chłodzenia, ale nic z tego nie wyszło (oficjalnie
nie można było zagwarantować stałych dostaw silników, co było bzdurą).
He 111E powstał w roku 1938, jako wersja z silnikami Junkersa 211. Te
samoloty w Hiszpanii narobiły trochę dymu, tym bardziej że dla republikańskich
myśliwców były trudno osiągalne (poza I-16/10 były nieosiągalne). Tym
niemniej jeden egzemplarz w całości zdobyli republikanie i przekazali
ZSRR, gdzie go badano. Wyprodukowano 220 sztuk. Następny w kolejce, He
111F, miał już inne skrzydła. Okazało się że te dotychczas stosowane są
zbyt skomplikowane konstrukcyjnie dla masowej produkcji na potrzeby przyszłej
wojny. Te skrzydła już pozostały, i poznajemy z daleka ich charakterystyczne
wycięcia spływu przy kadłubie. Kilkanaście spuszczono Turcji, 40 szt.
w Luftwaffe. O He 111J (1938 r.) nie ma co się rozpisywać, miał być wersją
torpedową ale nie był i przerobiono 90 ukończonych już maszyn na zwykłe
bombowce. I tak dochodzimy do He 111P, pierwszego He 111 który wygląda
jak normalny He 111. Wprowadzono tu już słynną szklarnię, czyli typowy
heinklowski całkowicie przeszklony przód kadłuba, silniki DB 601, zlikwidowano
podkadłubowy kosz wprowadzając tzw. wannę. I tak się to zaczęło. |
|
|
Wypięty
na fotografa Apsik strzelający w koty. |
|
Rok 1939... Masowo wytwarzaną na potrzeby wojny
wersją był oczywiście He 111H, powrócono do silników Junkersa, samolot
ten niezmiennie produkowano do końca wojny, samej wersji H wykonując
ponad 5000 egz. Z ciekawostek, właśnie na He 111H pod Wrocławiem w czasie
jakiejś kosmicznej burzy jako pasażer zginął Werner Molders, niemiecki
wymiatacz myśliwski, lecąc na pogrzeb Ernsta Udeta. Podwozie główne
dwugoleniowe, całkowicie wciągane do tyłu w gondole silnikowe (lubował
się w tym Tupolev), golenie Faudi z amortyzacją, wysokociśnieniowe koła
1100x375 mm. Kadłub o przekroju owalnym, półskorupowy, dural. Płat trójdzielny,
dwudźwigarowy, metalowy. Lotki sprężone z klapami. Klapy szczelinowe.
Z ciekawostek: fotel pilota można było podnieść,
tak że głowa pilota wystawała poza obrys owiewki (tak jak w czołgach).
Korzystano z tego często przy gównianej widoczności na gównianych lądowiskach
frontu wschodniego. Korzystano tam też z instalacji samozniszczenia
po lądowaniu przymusowym, aby nowi właściciele nie skorzystali z darowizny
która z nieba im spadła. Samolot był lubiany przez załogi jako łatwy
i bezpieczny, stateczny we wszystkich fazach lotu, początkowo zbyt słabo
uzbrojony i nieopancerzony (przyczyna stosunkowo dużych strat nad Anglią),
z biegiem czasu dozbrajano go i opancerzano czasem do granic absurdu:
np. 9x MG 131 plus 2x MG FF przy zaledwie czteroosobowej załodze (1944
rok, front wschodni).
|
|
|
Niedbale
przyparkowany Heniek Elwooda z nieodłącznie otwartymi okienkami do wietrzenia
dymu po szlugach.
Uwagę zwraca słynny fetysz w postaci leżącego opodal węża od nagrzewnicy
FSO. |
|
Samolot ten miał jednak parę zalet, o których zapomniałem na początku,
a byłoby to trochę krzywdzące dla niego, więc poprawiam się. Jego pułap
był np. o 2000 m wyższy niż Wellingtona. Jego odporność przypominała
nieco DC-3, tu też po w miarę prawidłowo wykonanym przymusowym lądowaniu
bez podwozia można było go po prostu podnieść i podwozie wypuścić, żeby
go zaholować do naprawy. Poza tym, nieoficjalny rekordzista wrócił do
bazy znad Anglii (Bitwa o Anglię) na jednym silniku, mając 279 przestrzelin.
Rozwój konstrukcji praktycznie zakończył się na wersji P, dalej już
tylko modyfikowano samolot zgodnie z bieżącymi wymogami wojny. Heinkel
był podstawowym bombowcem Luftwaffe, stanowiąc w momencie wybuchu wojny
75% wszystkich jej bombowców. Ogółem wyprodukowano 7500 sztuk wszystkich
111-ek, w Hiszpanii używano ich do końca lat `50 (internowane + licencyjne
CASA 2111).
Do dziś przetrwały tylko trzy prawdziwe He 111, (E, P i H23). Ciekawostką
jest ten P, jest to P-1 który brał udział w walkach nad Polską we wrześniu
`39, w składzie KG 4 General Wever (5J+CN), następnie walczył w Norwegii,
gdzie miał przymusowe lądowanie (defekt) i przeleżał na polu prawie
czterdzieści lat. Obecnie zabrano go z tego pola (rolnik się już powoli
wkurwiał), i można go podziwiać w Oslo w muzeum lotnictwa.
Autorem tekstu jest : Elwood
|
|
|
|
|